Podatek medialny objawem starej choroby
Podatek medialny objawem starej choroby. Polski rząd zapowiedział wprowadzenie nowego podatku – od reklam. To już kolejna sektorowa danina wprowadzana w Polsce. Wcześniejsze to między innymi podatek bankowy, cukrowy, handlowy i podatek solidarnościowy od Polaków, których dochód przekroczył milion złotych ($270 000). Warsaw Enterprise Instytut wielokrotnie zwracał uwagę, że zalepianie fundamentalnych bolączek naszego państwa pieniędzmi podatników, a nie dogłębnymi reformami, szkodzi gospodarce. Podatek sektorowy uderzający w jedną wybraną branżę, niesie dodatkowe zagrożenia. Faworyzuje jedną działalność względem drugiej. Zakłóca zasady konkurencji i destabilizuje cały system podatkowy, który staje się mniej przejrzysty i przyjazny inwestorom. Wielka szkoda, że Polska – kraj, który przez ostatnie ćwierć wieku był mekką inwestycyjną globalnego biznesu decyduje się na tak szkodliwe posunięcia.
Strajk prywatnych mediów
10 lutego 2021 r. w Polsce wydarzyła się rzecz niesłychana: wszystkie niemal media, oprócz publicznych, zastrajkowały, wstrzymując publikację jakichkolwiek treści. Strajk trwał co prawda tylko jeden dzień, ale to pierwsza taka sytuacja w historii Polski po 1989 r., by media zjednoczyły się w ten sposób i na taką skalę. Przyczyną strajku było ogłoszenie przez polski rząd planów nałożenia nowego podatku – od reklam1. Będzie on daniną o znacznej wysokości. Telewizja, radio, kina, jeśli w ujęciu rocznym zanotują wpływy z reklamy wyższe niż 1 mln zł. Zapłacą 7,5 proc. od przychodów reklamowych do wysokości 50 mln zł i 10 proc., jeśli tę wysokość przekroczą.
Prasa notująca wyższe niż 15 mln zł wpływy z reklamy będzie płaciła 2 proc. podatku do progu 30 mln zł przychodu reklamowego i 6 proc. powyżej tego progu. Warunkiem poboru 5 proc. podatku od reklam w Internecie będzie natomiast przekroczenie progu 5 mln euro przychodów z reklamy. Bądź zanotowanie przez danego usługodawcę – albo grupę kapitałową, do której należy 750 mln euro – obrotów z działalności ogółem. Stawki reklam będą rosły, jeśli reklamy dotyczyć będą farmaceutyków albo wyrobów słodkich.
Podatek ma wymiar polityczny
Strajkujący wydawcy i dziennikarze podkreślali, że podatek ma wymiar polityczny. Pobrane w jego ramach pieniądze zostaną przetransferowane do mediów publicznych, które uprawiają rządową propagandę. Plany wprowadzenia nowego podatku przedstawiano jako atak na wolność słowa. Tymczasem podatek od reklamy jest w takim samym stopniu atakiem na wolności obywatelskie, jak każdy inny podatek. Arbitralnie odbiera część wypracowanego dochodu, przekazując go w ręce polityków do ich swobodnej dyspozycji.
W przypadku podatku od reklam w rachubę wchodzi ok. 800 mln zł dodatkowych wpływów budżetowych. I z całą pewnością część z tych pieniędzy finansować będzie media publiczne. Od zeszłego roku otrzymują one na mocy ustawy 2 mld zł budżetowego wsparcia za to, że ludzie nie chcą finansować ich dobrowolnie w ramach abonamentu. Czy z tego wynika, że intencją rządu był faktycznie atak na wolność prasy, czy nie to pozostaje sprawą dyskusyjną. Bezdyskusyjna pozostaje zaś intencja fiskalna, którą streszcza jedno słowo: „Więcej!”. Waszych pieniędzy w naszym budżecie, rzecz jasna.
Etatystyczna hybryda gospodarki w Polsce
Nałożenie podatku reklamowego jest szkodliwe, ale nie jest – niestety – niczym zaskakującym. Polski rząd już od dłuższego czasu odchodzi od wolnorynkowego modelu gospodarczego na rzecz etatystycznej hybrydy. I wydatki socjalne, spółki skarbu państwa, media narodowe widziane są jako elementy jednej finansowanej przez podatnika orkiestry. A wymagania tej orkiestry nieustannie rosną. Podatek reklamowy byłby już 35 podatkiem podniesionym bądź nałożonym przez obecny rząd. Przypomnijmy, że jeśli chodzi o nowe „duże” podatki, to od 2016 r. obowiązuje m.in. podatek bankowy, przynoszący budżetowi dodatkowe 4 mld zł rocznie. Od 2019 r. Polacy, których dochód przekracza milion złotych, odprowadzają daninę solidarnościową, wzbogacającą rząd o kolejne 1,5 mld zł.
Z kolei wpływy z nałożonej w tym roku opłaty cukrowej na napoje zawierające cukier, substancje słodzące oraz kofeinę, taurynę i guaranę mają wynieść ok. 3 mld zł rocznie. Od tego roku obowiązuje także podatek handlowy (od sprzedaży detalicznej). Mający przekładać się na dodatkowe 1,5 mld zł w kasie państwa. Koszty nowych podatków przerzucane są zawsze na klienta końcowego. Wprowadzanie nowych podatków oznacza więc z definicji ubożenie konsumentów. Jeśli chodzi o producentów to także i dla nich nie są one neutralne. Niektóre z nowych podatków nakładane są na dobra, na które popyt jest wysoce elastyczny. Ich producenci podnoszą ceny, ale jednocześnie nie są w stanie utrzymać dawnych rentowności. Przekłada się to na obniżenie stopy inwestycji w gospodarce, które w Polsce faktycznie zachodzi – w 2020 r. stopa spadła do poziomu 17,1 proc. w porównaniu z 18,5 proc. w 2019 r. Jest to stopa niższa o 5 pp. niż zakładał plan rządu przedstawiony w 2016 r. (Strategia na Rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju).
Podatki duszą inwestycje
Ubytku inwestycji prywatnych nie da się w nieskończoność substytuować inwestycjami spółek skarbu państwa i tworzeniem nowych takich podmiotów. Niestety, nowe podatki duszą inwestycje nie tylko ze względu na obniżenie ich oczekiwanej opłacalności, lecz także ze względu na skomplikowanie systemu fiskalno-regulacyjnego, jakie powodują.
Co więcej nawet rozwiązania mające uprościć rozliczenia podatkowe, w praktyce działają dokładnie odwrotnie (Slim Vat, Estoński Cit, JPK). Skutkiem tego Polska zajmuje odległe miejsca w rankingach oceniających działanie systemu podatkowego. Np. w rankingu International Tax Competitiveness Index znajdujemy się na miejscu 3. od końca wśród krajów należących do OECD i przedostatnim w Europie (tuż za Włochami). W kategorii „Paying Taxes” swojego rankingu „Doing Business” Bank Światowy daje Polsce dopiero 77. miejsce na świecie.
Skomplikowany system podatkowy sprawia, że przedsiębiorstwa muszą coraz więcej pieniędzy wydawać na obsługę prawną i consulting. Co wysysa środki z działalności produktywnej. Im mniejsza firma, tym mniej kapitału może przeznaczyć na radzenie sobie ze złożonością regulacyjną. Co przekłada się koniec końców na mniejszą ilość innowacyjnych pomysłów: duszone są w zarodku. Innym efektem postępującej fiskalizacji i związanej z nią biurokratyzacji jest przestrzeń do optymalizacji podatkowej czy unikania płacenia podatków. Im więcej przepisów, tym więcej także pola do popisu mają rozmaite organizacje lobbingowe, szukające od nich „wyłączeń”, w wyniku czego zamiera rynkowa konkurencja.