W Polsce rolnictwo jest jednym z głównych emitentów gazów cieplarnianych
Pixabay
Europejska polityka rolna powinna promować ekologiczne uprawy.
Trzy czwarte unijnych dopłat trafia obecnie do 20 proc. najbardziej uprzemysłowionych gospodarstw. Ten sposób kształtowania Wspólnej Polityki Rolnej sprzyja koncentracji gospodarstw rolnych, co z kolei ma negatywny wpływ na środowisko i kondycję gleby. Szacuje się, że polskie rolnictwo odpowiada za około 10 proc. krajowej emisji gazów cieplarnianych. Dlatego eksperci uważają, że europejska polityka rolna wymaga reformy i ukierunkowania na wspieranie małych i średnich gospodarstw, produkcji zdrowej żywności i rolnictwa ekologicznego.
– Rolnictwo w Polsce w porównaniu z bardzo intensywnym rolnictwem zwłaszcza w zachodniej i północnej Europie nie wypada najgorzej, ale to wcale nie jest powód do tego, żebyśmy się cieszyli, bo i tak odpowiada za około 10 proc. emisji – podkreśla w rozmowie z agencją informacyjną Newseria Biznes Andrzej Kassenberg, ekspert Instytutu na rzecz Ekorozwoju.
Jak wynika z Krajowego Raportu Inwentaryzacyjnego KOBiZE za 2018 rok, emisja gazów cieplarnianych utrzymuje się w Polsce na poziomie około 400 mln ton ekwiwalentów dwutlenku węgla rocznie i od około 7 lat ta wartość nie zmienia się znacząco. Rolnictwo jest jednym z głównych emitentów, obok przemysłu, sektora energetycznego czy odpadowego. W 2016 roku wytworzyło ponad 30 mln ton ekwiwalentu dwutlenku węgla, ale – co istotne – w porównaniu z 1988 rokiem emisja zmniejszyła się o ponad 37 proc. Nadal pozostaje jednak drugim największym emitentem metanu, z udziałem na poziomie 29,6 proc.
– Gospodarstw rolnych ubywa, następuje znacząca koncentracja ziemi. Ta koncentracja powoduje, że stosujemy bardzo intensywne metody, które wpływają negatywnie na środowisko, kondycję gleby i nie przyczyniają się do poprawy dobrostanu zwierząt – mówi Andrzej Kassenberg.
Opublikowany na początku czerwca przez Fundację im. Heinricha Bölla i Instytut na rzecz Ekorozwoju „Atlas rolny” pokazuje, że w Polsce beneficjentami 74 proc. unijnych dopłat bezpośrednich jest raptem 20 proc. największych gospodarstw w Polsce. Pozostałe 80 proc. rolników otrzymuje zaledwie 1/4 funduszy. To powoduje, że powiększają i rozwijają się tylko duże gospodarstwa, a obszary wiejskie powoli wymierają.
– Jeżeli utrzymamy tę tendencję, będziemy mieć coraz mniej gospodarstw, duża ich część znajdzie się na skraju egzystencji. Znacząca koncentracja spowoduje, że poza jakością środowiska i gleby również jakość żywności będzie gorsza, a rozwijające się całkiem dobrze rolnictwo ekologiczne będzie mieć trudności – mówi Andrzej Kassenberg.
Jak podkreśla, polska żywność cieszy się dobrą marką i jest ceniona na europejskim rynku. Dlatego Wspólna Polityka Rolna powinna być skonstruowana tak, żeby promować i wspierać małe i średnie gospodarstwa, które produkują zdrową żywność wysokiej jakości i przykładają wagę do kwestii ekologii.
– Rolnictwo ekologiczne chroni środowisko, a wszyscy w UE chcą przecież żyć w czystym środowisku i mieć dostępną w marketach żywność wysokiej jakości – mówi Edyta Jaroszewska-Nowak, rolnik ze Stowarzyszenie Ekoland. – Odkąd weszliśmy do UE, mamy szczególne dopłaty do produkcji ekologicznej. One pobudzają rozwój tej produkcji, ale w niewystarczającym stopniu. Beneficjentami dopłat są przede wszystkim duże obszarowo gospodarstwa, więc najwyższa pora na zmianę.
– Trzeba poprzez Wspólną Politykę Rolną wspierać tych rolników, którzy przyczyniają się do ograniczania emisji gazów cieplarnianych, m.in. poprzez właściwe gospodarowanie glebą, odpowiednią hodowlę czy wykorzystywanie energii ze źródeł odnawialnych. Rolnictwo jest taką wielką elektrownią, ale w rozproszeniu, bo zarówno energetyka słoneczna, wiatrowa, jak i wykorzystanie odpadów z rolnictwa do produkcji biogazu to jest ogromna szansa na włączenie się rolników w działania na rzecz ochrony klimatu – wyjaśnia Andrzej Kassenberg.
Potrzebę zmian dostrzegają sami rolnicy, bo większość z nich nie jest zadowolona z aktualnego kształtu WPR, co widać chociażby w trakcie pretekstów rolniczych, których powodem są zwykle przyczyny ekonomiczne i fakt, że rolnicy nie są w stanie wyżyć ze swojej produkcji.
– Część rolników twierdzi, że dopłaty spowodowały niekorzystne zjawiska w rolnictwie, że ziemia stała się towarem, a nie miejscem, gdzie produkuje się żywność. Trzeba zdać sobie sprawę z tego, że każdy kraj dopłaca do produkcji żywności, żeby ustabilizować dochody rolników i żeby żywność była w cenie dostępnej dla konsumenta. Jest oczywiście zagrożenie, że na nasz rynek trafi po niższych cenach żywność z innych krajów, gdzie standardy są niższe, ale po to właśnie są dopłaty i WPR, żeby te dochody rolnicze ustabilizować i żeby nie było drastycznych różnic – wyjaśnia Edyta Jaroszewska-Nowak.
– Ważne, żeby dokonać zmiany Wspólnej Polityki Rolnej, tak aby na jej II filar, czyli zrównoważony rozwój rolnictwa, było znacznie więcej środków niż na I filar, związany z powierzchnią terenów rolnych. Obecnie z finansowego punktu widzenia opłaca się mieć coraz więcej hektarów, a rolnictwo wcale nie jest bardziej zrównoważone, lepsze dla środowiska, lokalnych społeczności i zdrowia konsumentów – podkreśla Andrzej Kassenberg.
Jak wynika z „Atlasu rolnego”, rozkład unijnych dopłat wygląda podobnie w całej Unii Europejskiej, gdzie 82 proc. dopłat trafia do jedynie 20 proc. największych i najbardziej uprzemysłowionych rolników. W Polsce, od momentu wstąpienia do Unii, wartość środków kierowanych do obszarów wiejskich wzrosła 15-krotnie. Polskie rolnictwo wciąż odgrywa znaczącą rolę w polskiej gospodarce – wytwarza około 2,4 proc. PKB, podczas gdy średnia w UE to niecałe 1,5 proc.