Rosja udźwignie ciężar sankcji
Rosja udźwignie ciężar sankcji. Sankcje gospodarcze nie robią wrażenia na rosyjskich władzach. Taki wniosek można wyciągnąć po ponad dwudziestu dniach agresji Rosji na Ukrainę. Ma się wrażenie, że kolejne tury sankcji nakładane na Rosję i Białoruś są coraz bardziej wybiórcze i mało efektywne. To, co miało być „ekonomiczną bronią atomową” okazało się być zwykłym pociskiem artyleryjskim wymierzonym w Kreml. A życie ludzkie przegrywa na szali z rachunkiem ekonomicznym. To rachunek ekonomiczny również powoduje, że największe przedsiębiorstwa wycofują się z Rosji, co w tym momencie wydaje się najbardziej dotkliwą, choć zapewne czasową konsekwencją, sankcji.
Rosja i papierowe sankcje
Najważniejszym, jak dotychczas, działaniem UE i USA jest zamrożenie rezerw Centralnego Banku Rosji oraz odcięcie od rozliczeń w dolarach, co uszczupliło rezerwy banku o połowę do poziomu ok. 340 mld USD. W konsekwencji, rosyjski rząd zapowiedział, że wykupi swoje papiery dłużne w narodowej walucie. Pierwsza data zapadalności takich papierów miała miejsce 16 marca. Po 30 dniach Rosję czekałaby techniczna niewypłacalność. Do tego czasu jednak kolejne zobowiązania zagranicznego długu osiągnęłyby swoje terminy wykupu (31 marca oraz 4 kwietnia). Stało się jednak inaczej. Pierwsza transza odsetkowa została spłacona w amerykańskich dolarach. Brak konsekwencji w działaniu, w tym przypadku sekretarza skarbu USA, który zgodził się na transakcję w dolarach, pokazuje że nie jesteśmy gotowi ponieść jakichkolwiek konsekwencji związanych z wojną, a sankcje są bardziej papierowe niż realne.
Wystarczyło jedynie kilka dni, aby z afisza medialnego zszedł napis – SWIFT. Zadowoliliśmy się wybiórczą informacją KE, że odciętych od tego systemu zostało zaledwie kilka rosyjskich banków. Następnie przywrócono jego funkcjonowanie dla głównych, z punktu widzenia ekonomicznego Zachodu, instytucji finansowych.
Rosyjski rubel odrabia straty
Emocjonowaliśmy się faktem, że rosyjska waluta tonie w czeluściach wojny. Tymczasem milczymy lub nie widzimy tego, że obecnie rubel odrobił już 45% strat, jakich doznał od początku agresji na Ukrainę. Krzyczymy solidarność, wolność, a tymczasem ponownie zimna kalkulacja nie pozwala europejskim decydentom powiedzieć stop dla rosyjskiego gazu czy ropy. Gdy jednak spojrzymy, że blisko 60% eksportu Rosji stanowią surowce energetyczne, które nadal importujemy, to można sobie zadać pytanie, czy obecne sankcje miały w ogóle szanse zatrzymać przywódcę Rosji.
Daliśmy się, jako Europa zapędzić w kozi róg, daliśmy się wciągnąć w energetyczną wojnę, którą przegrywamy. Przed agresją Rosja zmniejszała dostawy gazu wielokrotnie, co wymuszało na rządach opróżnianie magazynów, podbijało też znacząco cenę samego surowca. Następnie w momencie, gdy rozpoczęła się agresja na Ukrainę, mało kto zauważył, że import rosyjskiego gazu do Europy (głównie przez Słowację) wzrósł o 40%. Czy zatem nie jesteśmy w stanie ponieść konsekwencji tej wojny nawet w takim wymiarze jak chwilowe bezpieczeństwo energetyczne, podczas gdy Ukraińcy płacą najwyższą z możliwych cen – ludzkie życie?
Sankcje gospodarcze nie robią wrażenia na rosyjskich władzach
–Wszystko zatem wskazuje, że Rosja jest się w stanie ugiąć i cofnąć jedynie w przypadku utraty zdolności bojowej. Dzieje się tak zapewne dlatego, że Putin wraz z najbliższym środowiskiem miał i nadal ma inny cel swojej agresji niż imperialne zapędy, czy przywrócenie świetności stalinowskiego związku radzieckiego. Celem tej wojny jest oddalenie polityczne Ukrainy od Zachodu oraz zastraszenie i załamanie społeczeństwa Ukrainy. Jednocześnie zademonstrowanie innym byłym republikom radzieckim, że próby zbytniego bratania się z Zachodem lub społecznych aspiracji do obalania autorytarnych rządów skończą się katastrofą humanitarną. Władimir Putin panicznie obawia się podzielenia losu Mu’ammar al-Kaddafiego, Saddama Husajna, czy egipskiego prezydenta Husni Mubaraka. Sankcje są postrzegane przez Kreml i prezentowane przez reżimowe, rosyjskie media, jako pierwszy krok planu zamachu Zachodu na Rosję. Nie łudźmy się zatem, że ich skutkiem będzie niechęć społeczeństwa rosyjskiego wobec obecnej władzy. Zwłaszcza że ich dotkliwość jest wątpliwa – komentuje Mariusz Zielonka, ekspert ekonomiczny Konfederacji Lewiatan.
Źródło: Konfederacja Lewiatan