Klimatyzatory dla architektów wnętrz 2024
Wiadomości 14 gru 2020
Możliwości szybkiego przemieszczania się mocno przyspieszyły roznoszenie koronawirusa. Pandemia wymusi zmiany organizacyjne w lotnictwie

Pandemia COVID-19 pokazała, że lotnictwo może przyspieszyć roznoszenie się różnych chorób, bo podróże między kontynentami są możliwe w ciągu kilku godzin. – To wymusi duże zmiany organizacyjne w pracy lotnisk i przewoźników dotyczące zarządzania bezpieczeństwem – ocenia prof. Cezary Galiński z Politechniki Warszawskiej. Kwestie bezpieczeństwa będą też kluczowe przy wprowadzaniu nowych technologii do lotnictwa, takich jak loty autonomiczne.

– Lotnictwo „zmniejszyło” Ziemię i spowodowało, że podróże, które dawniej trwały wiele miesięcy, w tej chwili realizuje się w ciągu kilku godzin. W związku z tym roznoszenie się chorób jest zdecydowanie prostsze niż kilkaset lat temu. Dlatego wydaje się, że potrzebne są duże zmiany w organizacji lotnisk i instytucji zajmujących się transportem ludzi. Prawdopodobnie dojdzie do zmian przepisów, zmian organizacyjnych, które będą utrudniały roznoszenie się chorób – ocenia w rozmowie z agencją Newseria Biznes prof. dr hab. inż. Cezary Galiński, kierownik Zakładu Samolotów i Śmigłowców na Wydziale Mechanicznym Energetyki i Lotnictwa na Politechnice Warszawskiej.

To z tego powodu jedną z pierwszych decyzji po wybuchu pandemii były właśnie ograniczenia w podróżach. Do dziś – zgodnie z obowiązującym od 9 grudnia do 31 grudnia rozporządzeniem – z Polski zakazane są loty do Bośni i Hercegowiny, Czarnogóry, Gruzji, Jordanii, Armenii, Kosowa, Macedonii Północnej, Serbii i USA (z wyjątkiem kilku lotnisk). Ograniczenia w podróżach lotniczych dotknęły przewoźników i lotniska na całym świecie, powodując ich gigantyczne straty.

Dlatego już na początku roku podjęto starania, by uczynić przemieszczanie się bardziej bezpiecznym. W końcowej fazie produkcji znajduje się aplikacja IATA Travel Pass, która ma zapewnić bezpieczny przepływ informacji na temat stanu zdrowia podróżnych, wyników ich testów, choroby czy szczepienia przeciwko SARS-CoV-2. Inną inicjatywą jest cyfrowy projekt paszportu epidemiologicznego Common Trust Network, który ma umożliwić bezpieczne podróże międzynarodowe i zmniejszyć ryzyko rozprzestrzeniania się koronawirusa.

– Zmiany, które muszą wprowadzić firmy lotnicze, będą przede wszystkim dotyczyły systemu zarządzania bezpieczeństwem, który jest podstawą działalności przemysłu lotniczego. Może nie będą to zmiany czysto w technologii, natomiast na pewno będą zmiany w organizacji transportu – przekonuje ekspert z Politechniki Warszawskiej.

Kwestia bezpieczeństwa pozostaje także podstawą przy pracach nad innowacjami w lotnictwie. Obecnie jest ono najbezpieczniejszą formą transportu. Dane Europejskiej Agencji Bezpieczeństwa Lotniczego (EASA) wskazują, że łącznie w latach 2015–2019 na terytorium UE odnotowano 198 ofiar śmiertelnych w wypadkach w zarobkowym transporcie lotniczym i 777 ofiar śmiertelnych w wypadkach z udziałem statków powietrznych zarejestrowanych w Unii.

– Ruch lotniczy dynamicznie rośnie. Gdyby poziom bezpieczeństwa był stały, to mielibyśmy wypadek lotniczy co tydzień. Zmiana w zakresie zapewnienia bezpieczeństwa to podstawa tego, co się dzieje w lotnictwie. To samo dotyczy systemów bezzałogowych. Jeżeli uda się osiągnąć większy poziom niezawodności niż obecnie, będą dopuszczane przez nadzory lotnicze do eksploatacji. Jeżeli się nie da tego bezpieczeństwa podwyższyć, to nie będzie takiej zgody. Trochę to potrwa, ale idziemy w dobrym kierunku – podkreśla prof. Cezary Galiński.

Taki sam warunek stawiany jest w rozwoju autonomicznych lotów załogowych. Zaawansowana technologia i uczenie maszynowe umożliwiają szybki postęp w rozwoju technologii autonomicznych w samolotach. W nadchodzących latach może to pomóc branży lotniczej złagodzić niedobory pilotów i sprostać rosnącemu zapotrzebowaniu pasażerów. Według szacunków Międzynarodowego Zrzeszenia Przewoźników Powietrznych (IATA) sprzed pandemii ruch lotniczy do 2037 roku ma się podwoić. Będzie to wymagało ok. 37 tys. nowych samolotów oraz ponad pół miliona nowych pilotów. Teoretycznie technologia pozwala już na loty zarządzane z ziemi, zdaniem eksperta problemem jest jednak brak pełnego do nich zaufania.

– Nawet nie dlatego, że te systemy są zawodne, ale programiści jeszcze nie są w stanie wyobrazić sobie wszystkich możliwych sytuacji. Skrajny przypadek był taki, że jeden z samolotów pasażerskich rozbił się dlatego, że w czujniku prędkości osa zrobiła sobie gniazdo. To wystarczyło, żeby cały system sterowania samolotem zaczął działać w sposób nieprawidłowy. A wyobrażenie sobie wszystkich możliwych scenariuszy, które mogą się zdarzyć, jest po prostu bardzo trudne. Stąd wymaganie, żeby na pokładzie tego samolotu byli piloci, którzy myślą w sposób niezależny i w trudnych sytuacjach są w stanie uratować samolot i pasażerów – tłumaczy ekspert z Politechniki Warszawskiej. – Raczej to będą loty automatyczne, czyli ktoś będzie programował taki samolot na wykonanie odpowiedniej usługi transportowej i będzie go cały czas nadzorował.

Niedawno głośno było o powrocie naddźwiękowych samolotów. Amerykański start-up Boom Supersonic zaprezentował XB-1, pierwszy od czasów Concorde’a prototyp pasażerskiego samolotu naddźwiękowego. Overture, bo tak ma się nazywać, pojawi się na niebie, jeśli zaplanowane na 2021 rok loty testowe wypadną pomyślnie. Według zapowiedzi na pokład będzie mógł zabrać do 100 pasażerów i latać trzykrotnie szybciej od zwykłych samolotów pasażerskich, z prędkością ok. 2,7 tys. km/h. Tym samym podróż z Londynu do Nowego Jorku trwałaby zaledwie trzy godziny zamiast ośmiu.

 To niemalże podróż w czasie. Startujemy wieczorem, lądujemy rano tego samego dnia, ale jest to dosyć trudne do zniesienia dla organizmu człowieka ze względu na zjawisko jetlagu. Dla biznesmenów, którzy muszą bardzo szybko przemieszczać się pomiędzy np. ośrodkami finansowymi, byłoby to dobre rozwiązanie. Z tego względu podejrzewam, że bardziej prawdopodobne jest w tej chwili pojawienie się naddźwiękowych samolotów dyspozycyjnych, a nie dużych pasażerskich – ocenia prof. Cezary Galiński. – Niektórzy myślą nawet o takich obiektach, które byłyby w stanie przelecieć z Londynu do Sydney w ciągu trzech godzin. To już nie byłby samolot naddźwiękowy, tylko hiperdźwiękowy, który pokonywałby tę trasę częściowo poza atmosferą. Ale myślę, że ta perspektywa jest jeszcze bardzo odległa.

Newseria Biznes

Newseria Biznes https://biznes.newseria.pl/